poniedziałek, 9 maja 2016

Dzień Zwycięstwa

Oto dziś mamy 9 maja - licząc naszym czasem wczoraj minęło 71 lat od podpisaniu przez dowódców Wehrmachtu; w tym marszałka polnego Wilhelma Keitla aktu bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy w wojnie światowej. Ze względu na zmianę czasu, Rosjanie i parę innych nacji świętują ten dzień dzisiaj. Gdy mija ponad siedem dekad od wydarzeń, które miały wpływ na to, że nasz świat wygląda dzisiaj tak, a nie inaczej, warto zastanowić się co to wszystko oznaczało i czy to z polskiej perspektywy data ważna?
Teoretycznie tego dnia skończyły się walki w Europie, w praktyce ostatnie oddziały niemieckie walczyły jeszcze kilka dni, a na polskich ,,ziemiach odzyskanych'' zaczął działać Werwolf - niemiecka partyzantka, więc to nie było takie całkowite zakończenie działań wojennych. Ciekawe co by było, gdyby Niemcy nie zdecydowali się na kapitulację, tylko walczyli do samego końca? Podejrzewam, że spadło by jeszcze więcej bomb na niemieckie miasta, zginęłoby jeszcze więcej niemieckich cywili i jeszcze więcej niemieckich żołnierzy. To tylko kilkaset tysięcy ludzi więcej, w konflikcie, w którym zginęło ponad 50 milionów. Przy takich liczbach, śmierć staje się już tylko statystyką, jak to powiedział największy zwycięzca tej wojny.
A to i tak nie był koniec tej wojny, bo działania trwały jeszcze na Dalekim Wschodzie - i to bardzo zażarte i brutalne. Ale niewątpliwie to był jeden z wielkich kroków do zakończenia wojny.
Dla Polski to oczywiście powód do świętowania. Rocznica pokonania wielkiego wroga pałającego nienawiścią do Polaków i Słowian w ogóle, zemsta za prawie sześć lat okupacji i eksterminacji. Ale też zwycięstwo najgorszego z ustrojów, który w tym czasie od prawie roku wprowadzany był w Polsce. To odebranie suwerenności na kilkadziesiąt lat i uzależnienie od Wielkiego Brata ze wschodu. Czyli takie zwycięstwo, które do końca zwycięstwem nie jest.
Ja jak najbardziej rozumiem Rosjan, dla których jest to święto narodowe, mimo tego, że Rosja była pod komunistycznymi rządami to jest to wielkie zwycięstwo, okupione krwią milionów Rosjan i ważne dla tego narodu. Ja ich rozumiem i nie patrzę na to od strony ideologii politycznej. Każdy naród chce czuć się dumny i wielki ze swoich zwycięstw i to jest taki właśnie dzień dla Rosjan. Irytuje mnie, gdy widzę w telewizji czy internecie teksty na temat dzisiejszej parady wojskowej w Moskwie ,,demonstracja siły'' ,,Rosja pręży muskuły'', słowa takie są często podsycone nutą ironii i sarkazmu. Zejdźmy z dyktowanej przez rządzącą partię rusofobii. Ja sam szukałem już dzisiaj na youtubie nagrań z tegorocznej defilady. Póki co ich nie ma, ale będą pewnie za kilka dni i wtedy z chęcią sobie obejrzę.
Czyli jak powinniśmy ten dzień obchodzić? Jako zwycięstwo czy porażkę? Porażka wolnej Polski, chociaż i tak instalowanie komunizmu zaczęło się tu już wcześniej, a niewątpliwie pokonany został jeden wróg. Myślę, że powinno to być dla nas świętowanie wielkiego zwycięstwa nad narodowym socjalizmem i niemieckim szowinizmem, ale niepozbawione refleksji na temat tego, kto rzeczywiście zwyciężył w tej wojnie i po której stronie znaleźli się Polacy?
I taka jeszcze jedna moja myśl odnośnie zwycięstwa komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej. A co by było, gdyby Winston Churchill kazał jednak wykonać plan operacji ,,Unthinkable''? Rzecz niby jak nazwa planu, nie do pomyślenia, ale może należałoby to zrobić? Zastanawia mnie czy Churchill przekonałby do niego Trumana, czyli człowieka o wiele mniej przychylnego Stalinowi niż Roosvelt... Mogłoby być ciekawie. Dalsza część II wojny światowej czy trzecia na gruzach drugiej? Wielki front antykomunistyczny; armia brytyjska wraz z koloniami, armia francuska, armia zapewne też włoska, pozostałości Wehrmachtu i Waffen-SS, armie niemieckich sojuszników, Węgier, Bułgarii, Rumunii, Finlandii, może i Hiszpania generała Franco też by się włączyła? Oczywiście też Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie i wojska z kraju, oddziały poakowskie i NSZ oraz wielka armia amerykańska. To wszystko naprzeciw wielkiej Armii Czerwonej i zapewne również Jugosławii i armii nowych państw satelickich ZSRR - może i by Polacy do Polaków strzelali? Ciekawa i fascynująca teoria... plan, który rzeczywiście istniał. Tylko kto by zwyciężył i jakie byłyby wtedy losy Europy? Tego się już nie dowiemy - pozostaje gdybanie i refleksja po tym co stało się w rzeczywistości.

sobota, 7 maja 2016

Człowiek to brzmi dumnie?

Pomysł na tego posta chodził za mną gdzieś od tygodnia, ale dopiero znalazłem czas i chęć na pisanie. Przy okazji wybaczcie, że tyle czasu nic nie pisałem, ale tak jak powiedziałem, czas i chęć na pisanie, bo akurat pomysłów mi nie zabraknie. Pytanie tylko do czytających to osób: chcielibyście więcej spraw natury polityczno-społeczno-gospodarczej czy natury filozoficzno-psychologicznej? A teraz przejdźmy do sedna.
Często spotykamy się z owym twierdzeniem. Rodzi się tylko pytanie ile jest w nim prawdy i czy fakt bycia człowiekiem to naprawdę powód do dumy. Pamiętam jak któregoś razu na wosie, moja nauczycielka przytoczyła te słowa w jednym ze swych długich wywodów (przy których można w pewnym momencie zapomnieć od czego się zaczęło). Ach, jaka szkoda, że nie pociągnąłem wtedy tego tematu i nie zaprzeczyłem jej, chociażby z chęci pokazania drugiej strony i innego punktu widzenia. A moja odpowiedź na to pytanie brzmi i tak, i nie.
Z jednej strony tak, gdyż człowiek to istota niepowtarzalna, która ma wysoko rozwinięty umysł i stworzyła cywilizacje, technologie, wysoką organizację życia społecznego i wiele innych rzeczy. Chodzący na dwóch nogach człowiek w przeciwieństwie do zwierząt wykształcił mowę, pismo, zaczął budować domy, okiełznał ogień i nauczył się go rozpalać, oswoił zwierzęta. Człowiek to zdobywca i odkrywca, któremu udało się wytworzyć technologię, stworzyć organizacje państwowe, a nawet wyruszyć w kosmos. Pod tymi względami bycie człowiekiem to naprawdę powód do dumy. Bycie człowiekiem to przynależność do najsilniejszego z gatunków, który podbił cały świat i gdyby chciał mógłby wybić też wszystkie inne gatunki; co jednak mogłoby się skończyć dla niego samego tragicznie, ale to inna sprawa. Chodzi o to, że ma tę władzę, a jak to gdzieś czytałem, władza to możność zniszczenia wszystkiego co tej władzy podlega. Człowiek stworzył ogromną technologię i dalej ją rozwija, pod tym względem świat na pewno nie stoi w miejscu.
Jest jednak jeszcze ten drugi punkt widzenia, o którym wspomniałem wcześniej. Człowiek to też istota podła i ohydna, która powinna wzbudzać obrzydzenie. Jak to powiedział (zgodnie zresztą z prawdą) mistrz Fryderyk Nietzsche, człowiek jest najokrutniejszym ze zwierząt. Jakby nie było to człowiek jest odpowiedzialny za wymordowanie największej liczby ludzi. To człowiek jest najpodlejszą z istot, która chodzi po ziemi, przez swoje zachowanie wobec innych przedstawicieli gatunku. I nie mówię tu teraz tylko o takich rzeczach jak zabijanie innych ludzi. Człowiek krzywdzi drugiego człowieka, swoją fałszywością, zakłamaniem, celowym działaniem, niszczeniem marzeń i wieloma innymi rzeczami, które potrafi robić. Gdy ktoś obserwuje świat tak jak ja i widzi to co ja, ile to złych rzeczy dzieje się na jego oczach przez samo wyłącznie działanie człowieka, nie jest w stanie nie mieć tego na uwadze przy takich rozważaniach. I zupełnie nie dziwię się słowom Nietzschego: ,,Są dnie, kiedy nawiedza mnie uczucie, czarniejsze niż najczarniejsza melancholia – pogarda ludzi.'' I miał wielki filozof rację. Tak samo i w tym: ,,Gdyby człowiek zdał sobie sprawę z tego jak nędzną jest istotą z pewnością popełniłby samobójstwo.'' Człowiek to zaprawdę nędzna istota, która zrobiła więcej złego niż jakakolwiek inna. Gdy widzę jak ludzie zachowują się wobec tych, których uważają za bliskich, ogarnia mnie ta właśnie pogarda ludzi.
I tak właśnie, bycie człowiekiem jest, ale i nie jest powodem do dumy. Każdy kij ma dwa końce, a człowiek jest istotą ze wszech miar dualistyczną i niekiedy sprzeczną. I tak jeszcze na koniec, dodam ostatni już cytat mistrza Fryderyka, który zostawiam ku refleksji i rozważaniom.
,,To, co wielkiem jest w człowieku – iż jest on mostem, a nie celem.''