Jako, że ostatni post był o leseferyzmie i wolności, to kolejny nie mógł być o innym kraju niż ten.
Dzisiaj opowiem wam historię o pewnym pięknym kraju. Otóż dawno, dawno temu, za górami, za lasami... w sumie to nie tak dawno, bo jakieś dwieście pięćdziesiąt lat temu i nie aż tak daleko, bo raptem za Oceanem Atlantyckim, w głowach mieszkańców trzynastu brytyjskich kolonii zrodził się bunt. W trzynastu koloniach mieszkali różni ludzie, osadnicy z całej Europy, których różniła narodowość, obyczaje i języki, a których łączyło poszukiwanie lepszego życia i umiłowanie wolności. Piękne ideały, co nie?
Niestety znalazł się zły człowiek, który chciał pokrzyżować marzenia kolonistów. Był to król Wielkiej Brytanii, Jerzy III Hanowerski. Król szukał sposobu jak wyciągnąć więcej pieniędzy z kolonii (a co za tym idzie uprzykrzyć życie mieszkańcom) i wraz z parlamentem zaczął nakładać pierwsze podatki na trzynaście kolonii. Wyobraźcie sobie teraz, że koloniści nie płacili wcześniej żadnych podatków zewnętrznych, które szłyby do Wielkiej Brytanii, a jedynie swoje, lokalne. Aż tu nagle w majestacie prawa zaczęli być okradani. Nie skończyło się tylko na podatkach. Już na początku zaczęli ograniczać wolność handlu; mieszkańcom kolonii zezwolili na eksport drewna wyłącznie do Wielkiej Brytanii.
A to był tylko początek. Koloniści coraz bardziej sprzeciwiali się polityce króla i kolejnym antywolnościowym ustawom. Przez pierwsze kilka lat, Brytyjczycy uginali się i znosili co poniektóre prawa, ale zaraz uchwalali kolejne. Mieszkańców kolonii najbardziej bolał fakt, że zostali zmuszeni do płacenia podatków, nie mając swojej reprezentacji w parlamencie, a więc żadnego wpływu na stanowienie praw. Kochanków wolności zaczynały coraz bardziej przerażać kolejne poczynania króla. Symbolem tego była słynna herbatka bostońska. Chwilę wcześniej parlament wprowadził Ustawę o herbacie, czyli najprościej mówiąc zezwolił na sprzedaż w amerykańskich koloniach wyłącznie brytyjskiej herbaty z Indii po zaniżonej cenie. Kolejnego ciosu w wolny handel nie wytrzymali kupcy z Bostonu. Gdy do miasta przypłynął pierwszy ładunek herbaty, zdesperowani kupcy, w indiańskich przebraniach, wyrzucili do morza ponad trzysta skrzyń z herbatą.
Rozwścieczeni Brytyjczycy nałożyli represje na mieszkańców Bostonu i całej kolonii, min. zamknęli port i wprowadzili władzę swojego wojska. Skutek był jednak zgoła inni niż się spodziewali. Kolonie zamiast przestraszyć się zaczęły wyrażać solidarność z ukaranymi. Akty solidarności doprowadziły do zwołania zjazdu przedstawicieli wszystkich kolonii - Kongresu Kontynentalnego. Już wtedy liczyli się z tym, że o swoją wolność będą musieli zawalczyć siłą. I do tego też doszło. Starcia strzelców z kolonialnych milicji z lokalnymi brytyjskimi garnizonami przerodziły się w regularną wojnę.
Wojska brytyjskie były zdyscyplinowane, świetnie wyszkolone i wyposażone. A co miały kolonialne milicje? Trochę świetnych strzelców z dobrą bronią, ale poza tym słabe wyszkolenie, braki w umundurowaniu i uzbrojeniu. Ale mieli o co walczyć. Dla Brytyjczyków ta wojna była tłumieniem buntu i umacnianiem władzy, a dla kolonistów? Dla nich to była wojna o wolność. O to czy będą żyć godnie, jak ludzie, sami stanowiąc swoje prawa czy będą uginać kark przed władzą, która chce coraz więcej zabierać. O wolność właśnie, o wolność od podatków, ceł i wolny handel poszło walczyć trzynaście kolonii.
Do Ameryki zaczęli przybywać europejscy ochotnicy, którzy chcieli wspomóc ich w walce o wolność. Przyjeżdżali Francuzi, Holendrzy, Niemcy, Polacy... Przyjeżdżali, walczyli, dzielili się swoimi wojskowymi umiejętnościami i dokładali swoje cegiełki do budowy kraju wolnych ludzi. Świetni dowódcy polscy (Pułaski, Kościuszko) szkolili kawalerzystów, budowali twierdze, przelewali krew za wolność kolonistów. Pruski oficer von Steuben przeszkolił w pruskim stylu Armię Kontynentalną, zmieniając ją z masy słabo wyszkolonych ochotników w regularną armię, zdolną stawić czoła Brytyjczykom. Do Ameryki przyjeżdżali wszyscy, którzy wierzyli w idee wolności i chcieli dopomóc dzielnym kolonistom w ich walce o wolny kraj.
Udało im się. Dzięki świetnym dowódcom, wysokiemu morale i wielkiej motywacji wygrali wojnę o niepodległość. Stworzyli jeden z najpiękniejszych krajów na świecie, prawdziwą krainę wolności. Tak powstało jedno z największych supermocarstw. Nie będę mówił teraz o jego dalszej historii, czy stanie obecnym, który daleki jest oryginału. Wielbię Stany Zjednoczone Ameryki za ich początki, za bunt przeciwko podatkom i ograniczeniom, za krzyk wolności, który pchnął ich do działania.
Stany Zjednoczone powstały jako unia, federacja trzynastu krajów, które połączyły wspólne cele. Stworzyli jedno państwo, ale złożone z krajów; nie było to i nie jest państwo jednolite. Każdy stan ma autonomię, a decyzja o dołączenia się do federacji była dla wszystkich kolonii dobrowolna. I to jest Stanach najpiękniejsze. Połączyła ich wolność i nawet tworząc jedno państwo, pamiętali, że są związkiem wolnych krajów.
To nie przypadek, że w Stanach Zjednoczonych tak szybko przyjął się i rozwinął kapitalizm, który przyniósł Amerykanom bogactwo. Zarabianie pieniędzy było sprawą prywatną, a nie czymś, z czego trzeba się tłumaczyć urzędnikowi. Ba, tam aż do XX wieku nie istniał podatek dochodowy! Stany zaczęły być niszczone dopiero sto lat temu, a i tak dzisiaj trzymają się nadal dobrze. No i prawo do posiadania broni. Dzisiaj w całej Europie trzeba mieć pozwolenie na broń, a Komisja Europejska tylko patrzy jak by tu wprowadzić nowe regulacje i rozbroić Europejczyków, co w konsekwencji uczyni ich niezdolnymi do obrony w razie zagrożenia. Amerykanie już w XVIII wieku uznali, że prawo do posiadania broni, prawo do obrony siebie, swojej rodziny, domu i majątku jest prawem naturalnym każdego wolnego człowieka. No i ja się pytam, kto stoi cywilizacyjnie wyżej? Europa XXI wieku czy Ameryka wieku XVIII?
Mimo wielu zmian jakie zaszły na świecie, to myślenie dominuje u Amerykanów do dzisiaj. ,,My house is my castle'', jak mówi przysłowie. I oni (a przynajmniej myśląca część, której nie zniszczyła poprawność polityczna) w to wierzą. Wierzą w ideały, które połączyły ich przed laty, które kazały im stanąć z bronią w ręku przeciw Brytyjczykom. Wierzą w unię wolnych krajów. Wierzą w swój kraj wolnych ludzi. Wierzą i kochają swoją flagę z pięćdziesięcioma gwiazdami na cześć pięćdziesięciu stanów i trzynastoma biało-czerwonymi pasami na pamiątkę trzynastu kolonii, które zbuntowały się w imię świętej dla nich wolności.