niedziela, 30 października 2016

Koniec odkrywania?

Bardzo długo nie było tu nic nowego, głównie przez to, że nie mogłem znaleźć dobrego tematu i natchnienia, żeby napisać tutaj coś nowego; pod względem moich wypowiedzi ask był tylko aktywny (i w zasadzie nadal jest, co mniejszy lub większy czas).
Dziś chciałem poruszyć jeden temat, który jakoś dzisiaj zrodził się w mojej głowie. Analizując minione epoki w literaturze, sztuce, generalnie w kulturze można dojść do wniosku, a raczej pytania, czy zostało coś jeszcze nowego do odkrycia, coś nowatorskiego do stworzenia; coś nowego, czego nie zrobił jeszcze nikt?
Oczywiście nie mówię tu o kwestiach naukowych, bo tam jest do odkrycia jeszcze sporo i to się akurat prężnie rozwija, ale o kwestiach takich bardziej humanistycznych.
Każda epoka wnosiła coś nowego do kultury, każda przynosiła nowy gatunek, nowy styl, nowy prąd artystyczny, nowy światopogląd, nową filozofię. A już w pewnym momencie wszystko to zaczęło się nie tyle powtarzać, co zataczać koło i powracać. W renesansie powracano do wzorców antycznych, nawet i barok miał sporo z tego, potem na nowo jeszcze raz w oświeceniu. A potem przyszedł historyzm i przywracanie każdej z epok. Gdy kończył się pozytywizm, przyszedł modernizm, jedna z najbardziej fascynujących epok. I modernizm nazywany już był neoromantyzmem. Był neo, ale był też bardzo nowatorski, chciałoby się powiedzieć po prostu dojrzalszy. Minął i modernizm, ale powrócił w postaci postmodernizmu i egzystencjalizmu.
A co wnoszą nasze czasy? Co wnosi współczesność? Jak badacze podzielą ten okres za kilkaset lat? Co będzie w tym wszystkim nowego od nas? Jakie prawdy o człowieku nie zostały jeszcze powiedziane? Kaczmarski śpiewał: ,,W trzydziestym ósmym roku życia/Pod koniec dwudziestego wieku/Co nic już chyba do odkrycia/Nie ma ni w sobie, ni w człowieku''. Czy rację miał wielki poeta? Można by powiedzieć przy okazji, jeden z ostatnich wielkich poetów. Nie widzę dzisiaj następców dla niego. On już wtedy, w 1995 roku, gdy pisał tamte słowa, miał odczucie, że chyba już wszystko zostało powiedziane. Tak jak w większości rzeczy, o których tu piszę, przedstawiam swoje stanowiska, tak tutaj sam nie wiem. Nie wiem co o tym myśleć, a hipoteza, że nie ma już nic do odkrycia jest równie przerażająca, co smutna. Żywię jednak nadzieję, że jest jeszcze coś do powiedzenia w tym wszystkim. Że da się odkryć jeszcze coś takiego, po czym będzie można być godnym miana artysty lub filozofa.
W tych omawianych sprawach, chyba najbardziej boję się tego, że to jest koniec i człowiek (a raczej garstka myślących i tworzących ludzi, bo nie cała ludzkość) doszedł już do stadium, w którym nie stworzy nic nowego i intelektualnie będzie upadał. Zresztą czy już dawno nie okazał jak upadłym jest gatunkiem? (to akurat zalążek tematu na innego posta i zarazem pomysł...)
Jeszcze w tym dwudziestym wieku żyła masa artystów, ludzi, którzy przekazywali tyle rzeczy, ludzi genialnych. Umarli jeszcze wtedy, albo na początku tego stulecia... Remarque, Bergman, Tarkowski, Kaczmarski, Beksiński. Może to były już jedne z ostatnich podrygów ludzkości do wydawania na świat prawdziwych sztukmistrzów?
I powracam do pytania: co nasze zdegenerowane i chore czasy są w stanie wnieść do kultury? Gdzie pójdziemy, co pozostanie? Czymże mają się zapisać w historii te czasy odwróconych wartości? Które miejsce zajmie nasza współczesność na sinusoidzie Krzyżanowskiego? Myślę, że raczej epoki ciała niż ducha.
Niby mówię cały czas o tym samym gatunku, który stworzył to wszystko wspaniałe, co już stworzył. Ale czy jest w stanie więcej?
Nie powiem, sam chętnie widziałbym się w roli wielkiego artysty/filozofa, którego można by zaliczyć do wielkich twórców, ale inna sprawa czy to osiągnę. Może jeszcze uda mi się wykuć mój własny pomnik twardszy niż ze spiżu?
P.S. Cieszy mnie, że mimo mojej małej aktywności, blog jest dość często odwiedzany, zastanawia mnie przez kogo. A i przy okazji: sam bym się cieszył i może się to uda, że zwiększy się liczba postów...